michal
Członkowie klubu
Aktywny użytkownik
Offline
Wiadomości: 112
|
 |
« : Czerwiec 15, 2019, 07:26:58 pm » |
|
Po wczorajszym starciu mam następujące przemyślenia.
1. Mechanika jest ok, prosta i szybka. 2. Rzeczą, która mnie razi jest za duży jak dla mnie chaos, w gruncie rzeczy przebieg bardzo mało zależy od decyzji gracza.
Uważam, że jednak walki prowadzone były bardziej w małych (w szczególności 2-3 osobowych) grupkach. W każdej z takich grup był "aktywista", nie zawsze dowódca drużyny czy sekcji, po prostu bardziej aktywna, zdyscyplinowana nie skora do przestraszania się osoba. I to ona była motorem posuwającym tę grupkę do działania. To on przekonywał, że jest zadanie i trzeba je realizować, że już nie daleko, że już przecież nie strzelają, że z nami są koledzy w domu obok itd. Mieli oni również wpływ na przestraszonych kolegów może mniej doświadczonych, może bardziej bojaźliwych.
Chciałbym to jakoś oddać doprowadzając do działania na poziomie takich grupek a nie schodząc do pojedynczych żołnierzy. Nie dotyczy to oczywiście snajperów, pułapek z bazookami itp. Dlatego chciałbym doprowadzić do tego, że aktywność/pasywność decydowałaby się na poziomie tych grupek.
Celem jest również doprowadzenie do trochę większej stabilności nastrojów co pozwoli na mniej chaotyczne realizowanie zadań. Znam argumentację za dzisiejszym modelem i zgadzam się, że mogły się zdarzać tak rwane scenariusze i sytuacje. To co proponuję jest na próbę do weryfikacji, jeśli zwiększy to płynność - super, jak nie sprawdzi się - zawsze można ich nie wprowadzać i pozostać przy dzisiejszych rozwiązaniach.
3. Nie chcąc za bardzo grzebać proponuję rozważenie następujących postulatów
Propozycje boldem, dalej komentarz
- ideologicznie jednostki działają w grupkach - rajd jednego aktywnego grenadiera przez pole, który nie widząc kolegów i nie mając kontaktu z dowódcą idzie i atakuje okopaną drużynę i to z dobrym skutkiem, choć możliwy wydaje mi się trochę naciągany - co innego trzech grenadierów z dowódcą w domu. - to czy żołnierze są aktywni czy nie, określamy na poziomie takich grupek, wytworzonych naturalnie w danej sytuacji, oznacza to, że nawet przestraszony będący cząstką "aktywnej" grupki idzie dalej, oczywiście na końcu, powoli, nie jest brany pod uwagę przy strzelaniu, chyba, że w obronie własnej i z minusami jeśli w grupce jest przewaga aktywnych - działają, jak pasywnych nie działają (równowaga działa na korzyść), - aktywny jest w stanie "odstraszyć" jednego kolegę na ruch - mniej skutecznie, niż dowódca, ale jednak jeśli w grupce nikt nie jest aktywny, bo się przestraszyli i nikt na własną rękę się nie podniósł no to grupka jest pasywna, - od razu po ustaniu przyczyny przestraszenia poszczególni żołnierze mogą "odstraszyć" się sami - próbujemy tylko raz bo efekt ustania zadziała lub nie - podwójnie przestraszeni działają tak jak teraz, ale w mojej opinii są oni raczej skłonni do zalegnięcia w miejscu i nic nie robienia niż do uciekania, chyba, że okoliczności ewidentnie wskazują, że ucieczka jest nie ryzykowana, łatwa i daje gwarancję dużo lepszej sytuacji czyli na otwartym polu zalegamy, a jak jesteśmy koło domu to do niego wchodzimy, lub uciekamy za dom, krzaki, czołg czy co tam jest w zasięgu 10-15 metrów. Szczególnie jeśli nadal jesteśmy zagrożeni. Łatwiej jest chyba lec plackiem w bruzdę i poczekać niż poderwać się pod ogniem i uciekać po polu 30 - 40 metrów nawet jeśli to jest bieg do tyłu, dalej od wroga. Tacy zalegnięci, przestraszeni są w zasadzie nie podnoszalni do czasu ustania zagrożenia i to tylko przez kogoś "aktywistę" lub dowódcę. Nie dotyczy to Paniki, przez duże P wtedy nie kalkulujemy uciekamy nawet bez sensu - nie wiem czy mamy teraz taki stan w przepisach.
I jeszcze jedno. Walkę prowadziły "normalne" jednostki - grenadierzy to nawet trochę więcej niż standard jeśli chodzi o morale, wyszkolenie itp (mają Hanomagi więc ponadnormatywnie dobrze się czują i mają niezłe wsparcie). Kiedyś chciałem zrobić starcie grupa komandosów atakuje np. lotnisko bronione przez powiedzmy jednostki bojowe luftwaffe - zakładając, że oni powinni reagować jeszcze bardziej nerwowo to w ogóle nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek zbornej akcji z ich strony, a przecież tak nie było. Chyba, że przyjmiemy konwencję, że każdy żołnierz to taki sam człowiek i na niskim szczeblu od siebie się nie różnią bo da się znaleść superbohaterów wśród personelu lotniska i tchórzy wśród spadochroniarzy - ok jest to oczywiście do przyjęcia.
Do przegadania są Hanomagi - jak one działają, z tego co czytałem Hanomag stojący 150 metrów od okopów i siejący ogniem z KMów w momencie gdy do okopów podchodziła piechota był w zasadzie nie zagrożony, szczególnie gdy się choć trochę przemieszczał - terror ognia ze stabilnej, osłoniętej, ale swobodnej dla operatora broni pozycji był taki, że wsparcie było lepsze niż oferowane przez czołg. Pytanie czy w naszych warunkach, Hanomag stojący 150m od okopu cokolwiek zobaczy, zawsze jest jakiś krzak, pagórek, szopa czy coś - Normandia to nie pustynia - no i co to jest w tej sytuacji terror ogniowy. Zakładam, że operator sieje na oślep po okopach póki nie zauważy zagrażającego mu celu (bazooka, działko, coś), dopiero w drugiej kolejności zajmie się tym co zagraża piechocie - jego rola to raczej przygniecenie ogniem.
Tu nie mam na razie zdania - uważam, że trzeba to przegadać, chyba, że macie inne zdanie.
Propozycje chętnie obgadam, na żywo - wszystkiego nie da się opisać. Nie wykluczam, że część z propozycji jest już teraz jakoś w przepisach, a ja mam za mało doświadczenia więc tego nie widzę. Jeśli dojdziecie do wniosku, że zmiany nie mają sensu, to też jest ok - po prostu muszę przyjąć obecną konwencję i tyle. Mechanizmy działają na obie strony więc nikt nie ma przez to lepiej.
MB
|