Nie, nie zrezygnowali. Co prawda wzmianki dotyczą głównie procarzy i łuczników, ale wydaje mi się, że oszczepnicy z reguły byli marginalizowani w literaturze. Szczególnie, że robią w jakimś sensie konkurencję legionistom z pilum.
Natomiast Rzymianie targali oddziały pomocnicze wszędzie, kawaleria, łucznicy i procarze zwykle byli stosunkowo nieliczni, wnioskuję więc, że w reszcie musieli być nadal lekkozbrojni (oszczepnicy, czy jak ich nazwiemy). Jak byli, to i musieli coś robić i raczej nie tylko nosić wodę.
Zresztą w opisach starć Rzymian wczesnej republiki, gdzie velites byli również obywatelami i niewątpliwie brali udział w akcji, też chyba za dużo o nich nie wspominają. Podejrzewam, że chodzi o to, że tacy żołnierze byli najbiedniejsi i najniżsi statusem, więc nie było specjalnym honorem dla hoplity, kiedy taki mu zrobił krzywdę. Co innego otrzymać ranę albo ponieść śmierć z ręki równego sobie. To podobny problem jak z walką z niewolnikami - w zasadzie taka walka to wstyd i obraza moralności. Walka z żołnierzem lekkozbrojnym pewnie nie była wstydliwa, ale też i nie stanowiła specjalnego powodu do dumy, skoro z założenia powinien być gorszy. To tak jak u samurajów - walczyć z innym samurajem to honor, ale ze zbuntowanym wieśniakiem, zwłaszcza, jeżeli się przegrało, to wstyd. A z ashigaru niespecjalny powód do dumy, chyba, że się ze stu położyło.
Stąd takie przemilczanie.
Osobiście wnioskuję, że jak jakąś formację stosowano przez wiele stuleci, była relatywnie tania i uniwersalna (osłona, rozpoznanie, opóźnianie), to jakiś, nawet jeżeli mały (a tego nie wiemy) pożytek z niej był. Na pewno taki, że kontrowali swój odpowiednik po przeciwnej stronie. I znowu - wnioskuję, że jeżeli warto było kontrować, to znaczy, że gdyby nie kontrowano, taka formacja coś mogła ciężkozbrojnym zaszkodzić. Mało, czy dużo to trochę zagadka i pewnie zależało od jakichś czynników (zapewne w terenie trudnym byli skuteczniejsi, podobnie od skrzydeł i z tyłu).
Tak sobie pomyślałem, że warto jeszcze uporządkować samo pojęcie. Lekkozbrojni mogli być (moja propozycja, nazwy umowne):
1/ Łucznikami lub procarzami. Zwykle bez możliwości walki wręcz, czasami z uzbrojeniem ochronnym.
2/ Oszczepnikami: walczącymi pociskami na odległość. Z minimalną możliwością walki wręcz (oszczepem można kogoś dziabnąć z bliska, łukiem i procą nie da się), czasami z uzbrojeniem ochronnym.
3/ Peltastami / lekką piechotą: walczący pociskami, ale z jakimś uzbrojeniem do walki wręcz i ochronnym - zdolni do walki wręcz. Tutaj byli też tacy, którzy byli nastawieni na walkę wręcz, dla których walka pociskami była pomocnicza, po prostu gorzej uzbrojony odpowiednik cięższych formacji, być może walczący w luźniejszym szyku (albo po prostu niezorganizowani).
Wydaje mi się, że:
Formacja 1 jest najskuteczniejsza w walce na odległość, ale w zasadzie bezradna w starciu wręcz.
Formacja 2 jest mniej skuteczna w walce na odległość i ma niewielki potencjał do walki wręcz.
Formacja 3 jest w walce na odległość skuteczna niewiele mniej niż 2, ale ma potencjał do walki wręcz. Prawdopodobnie ma mniej pocisków niż 2.
W zakres formacji 3 może wchodzić wielu wojowników ludów o mniej rozwiniętej kulturze - Etolowie, Trakowie, Ilirowie, Ligurowie, Iberowie, większość Galów i Germanów etc. etc. Zdarzało się, że byli groźni nawet dla ciężkozbrojnych w regularnym starciu (Etolowie kiedyś nawet pokonali hoplitów, jest koncepcja, że to oni mieli głównym wkład w rozbicie falangi macedońskiej pod Kynoskefalaj, Iberowie regularnie lali Rzymian - szczególnie pod Sertoriuszem, Germanie byli ciężcy do ugryzienia, z innymi walczono często i długo, odnosili też lokalne sukcesy, ale rzadko w regularnej bitwie, raczej w walce szarpanej albo na małą skalę - np. kohortę gdzieś wybili; są przykłady całkiem dużych sukcesów, ale bez szczegółów, więc trudno zgadnąć na ile był to efekt np. wciągnięcia w zasadzkę albo wyniszczenia wielodniowym bojem szarpanym). Są to takie przypadki jak legiony wysłane do Cezara przez Illirię, które nigdy nie dotarły i nie wróciły albo armia któregoś konsula, która maszerowała do Hiszpanii przez Ligurię i słuch po niej zaginął.