No właśnie, czyli warto jest liczyć tą amunicję.
Moim zdaniem nie warto. Jest to dodatkowa buchalteria, a:
-nie wiemy jakie powinno być zużycie
-nie wiemy przy jakim poziomie zużycia dowódca/y podejmą decyzję o konieczności uzupełnienia
-nie wiemy w jakim trybie będą uzupełniali zapas - tu poniżej
-w gruncie rzeczy, na tak dużą liczbę walk, wcale nie ma tak wielu przypadków, że to na czymś zaważyło.
Daje to bardzo ciekawe smaczki.
W zasadzie tylko niepewność utrzymania gotowości ogniowej, ewentualnie konieczność wymiany oddziałów (co zresztą uważam za najbardziej powtarzalne zjawisko).
Jest natomiast pewien problem - zużycie zliczane z ruchów strzelania + rzut różnicujący na koniec powoduje, że oddział, który walczył z kimś, nawet niedługo, a potem walczy ze świeżym wojskiem ma prawie 100% szans, że skończy mu się amunicja (jak strzelał np. 2 ruchy, to o tyle wcześniej zacznie rzucać na wyczerpanie i pewnie będzie pierwszy). Teoretycznie jest to słuszne, ale przy jednym ważnym, a wątpliwym założeniu - zużycie amunicji musiałoby być równomierne w czasie całej akcji i wśród wszystkich pułków. Jak pokazują podane przeze mnie zużycia, zróżnicowanie wewnątrz brygadowe było znaczne (przy w zasadzie równorzędnym udziale w walce). To może tłumaczyć, dlaczego jedni dowódcy mający "amunicję na wyczerpaniu" walczyli dalej, a inni nie. Po prostu oddziały zużywają amunicję nierównomiernie i lepszy dowódca ma możliwość wymiany / takiego operowania swoimi oddziałami, że na kluczowym odcinku zawsze jakiś zapas będzie. Może też oszczędzać spowalniając ogień, co wcale nie musi rzutować na skuteczność i wynik starcia. Natomiast gorszy (słabiej się orientujący, bardziej bojaźliwy itp.) po pierwszym meldunku od któregoś z podwładnych, że jest z pociskami krucho, zacznie alarmować przełożonych i/lub wycofa się. Oczywiście zróżnicowanie zachowań będzie większe niż taka dychotomia, ale moim zdaniem widać, że faktyczne zużycie amunicji nie jest tak ważne jak stan mentalny dowódcy na danym szczeblu.
Należy tylko zbadać jak była uzupełniana.
Ja znalazłem tylko uogólnienie w którymś CSI-aju, że to zależało od dowódcy.
-Czasem wycofywano całą brygadę (i wtedy potrzeba kogoś na zamianę). Przypuszczam, że to było najpopularniejsze (znaleźliśmy przykłady).
-Czasem wycofywano po pułku i wracały na pozycje.
-Czasem (chyba najrzadziej) wysyłano grupy z pułków po skrzynki lub wysyłano po kompanii czy innej małej grupie.
Sądzę, że dwa ostatnie stosowano wtedy jak tabor był blisko albo/i dobrze zorganizowany (a to zależało pewnie od jakiegoś generała lub oficera kwatermistrzostwa). Dodatkowo dowódca musiał być chętny do pozostawania w walce.
Trzeba pamiętać, i to jest moim zdaniem kluczowa sprawa, że zameldowanie braku amunicji jest idealnym usprawiedliwieniem, kiedy ktoś chce wycofać się z walki !!!A ponieważ meldunki takie zanosi się na każdym szczeblu (w szczególności dowódca pułku do dowódcy brygady), to jest duża liczba potencjalnych chętnych do wykorzystania sytuacji. Bo co to komu szkodzi zameldować, że amunicja zaczyna się kończyć, jeżeli wystrzelaliśmy np. 31 pocisków na żołnierza i mamy jeszcze 29, mamy przecież już mniej niż połowę zapasu, więc może bardzo szybko się skończyć (jak będziemy szybko strzelać, to poniżej 15 minut). W walce czas płynie inaczej i nawet w zasadzie stabilny oficer może się zacząć zupełnie szczerze niepokoić i alarmować zwierzchnika. Jak taki dowódca brygady dostanie np. dwa meldunki, że zaczyna brakować amunicji, a nie sprawdzi, czy na pewno i czy u wszystkich, to może posłać meldunek wyżej, że zaczyna brakować itd. I być może po bitwie doliczy się, że w zasadzie pułk 1 zużył 80%, 2-gi 65%, a 3-ci 40-% i 4-ty 30%. A może się nie doliczy.
Byłoby bardzo mało prawdopodobne, żeby ci, którzy mają jeszcze zapas, z własnej inicjatywy powstrzymywali odwrót - oni po prostu dostaną rozkaz i tyle, przecież nie dyskutuje się nad powodami, a szczególnie w trakcie walki.