Adam
Administrator
Weteran
Offline
Wiadomości: 1636
|
|
« : Lipiec 06, 2014, 11:13:35 pm » |
|
W tym roku, z dużymi opóźnieniami, zrobiliśmy kampanię Soulta w Pirenejach. Korzystaliśmy z nowych, uproszczonych przepisów kampanijnych. W zasadzie mieliśmy je testować, ale specyfika kampanii (bardzo trudny teren, jak to w górach; trudne zadanie Francuzów, którzy musieli atakować wobec znaczącej przewagi ilościowej i jakościowej przeciwnika, do tego w terenie wybitnie sprzyjającym obronie) spowodowała, że nie było wielu manewrów ani długotrwałych działań. Siłą rzeczy mechanizmy nie zostały zbyt gruntowanie wypróbowane. Niemniej wydaje się, że istotnych wad nie odnotowaliśmy, a kilkudniową operację w jaką ostatecznie zmieniła się kampania, wykonaliśmy.
Opiszę pokrótce kilka wrażeń z walk, które stoczyliśmy. Pierwsze starcie było rozgrywane "z mapy", tzn. jedna i druga strona chciała zyskać na czasie, jednocześnie wymanewrowując drugą. Wadą rozwiązania rozgrywanego dosyć szczegółowo, było to, że zajęło nieproporcjonalnie dużo czasu (rozjemca "chodził" od strony do strony i uzgadniał kolejne posunięcia). Taka metoda może być przyjemna, jeżeli nie zależy nam na czasie, ale uważam, że powinniśmy dążyć do wykorzystania istniejących i już parę razy wypróbowanych, mechanizmów generacji losowej, które zaoszczędzą wiele czasu i wysiłku, dając w gruncie rzeczy bardzo podobny wynik. Musimy odciąć się od zakorzenionej od lat skłonności do wchodzenia w detale i zaufać intuicji rozjemcy, który musi zebrać dyspozycje stron, informacje o siłach, określić specyfikę terenu i inne potrzebne, a potem w kilku rzutach daje odpowiedź na pytanie co się stało, skracając czas potrzebny na ustalenie wyniku z kilku godzin do kilkunastu minut.
Na makietę wystawiliśmy dwa starcia. Każde polegało na tym, że strona francuska dążyła do jak najszybszego (w sensie operacyjnym, nie taktycznym) przełamania obrony angielsko-portugalskiej. W obu przypadkach Francuzi mieli przewagę liczebną i średnio gorszą jakość wojsk (poza dywizjami liniowymi o przyzwoitej wartości Wellington dysponował również pewną ilością oddziałów elitarnych typu KGL czy gwardia; Francuzi natomiast mieli znaczną część piechoty - ok.50% - o obniżonej wartości).
W pierwszym starciu trzy dywizje francuskie atakowały na dosyć szerokim froncie na ok.dwie dywizje anglo-portugalskie (ok.16,5tys. do 10+tys. ?). Jedna z dywizji Wellingtona została w znacznym stopniu rozbita i straciła wielu jeńców. Powodem były pewne błędy taktyczne popełnione przez stronę angielską (głównie odpuszczenie obsadzenia lasu na flance i ustawienie drugiego rzutu w liniach zamiast kolumnach), chociaż trzeba przyznać, że Francuzi mieli sporo szczęścia w pierwszym szturmie (zdobycie z marszu skrzydłowej baterii dział, wdarcie się w innych punktach). Jedna z dywizji francuskich została powstrzymana i poniosła duże straty w walce z częścią linii angielskiej. Pozostałe dwie uzyskały sukces, a późna pora dnia zatrzymała dalsze działania. Z francuskiego punktu widzenia Wellington miał do dyspozycji jeszcze duże siły i sukces był czysto taktyczny (siły anglo-portugalskie jako całość nie zostały istotnie naruszone, a ich pozycje były nadal mocne). Niemniej wywarł chyba spore wrażenie na przeciwniku.
Kolejna bitwa została stoczona następnego dnia. Wellington wycofał w nocy wojska na pozycję ok.10km w tyle i znowu zajął pozycje obronne. Francuzi podeszli i spędzili sporo czasu na rozpoznawaniu oraz przygotowaniach. Liczyli na swoją liczniejszą artylerię (jedyna ich przewaga). Jednak trudny teren spowodował, że jej wykorzystanie było ograniczone do minimum. Zdecydowano się na skoncentrowany atak na dosyć wąskim odcinku, tak aby nieustającym silnym naciskiem rozerwać linie Wellingtona i zmusić go do odwrotu. Strona francuska spodziewała się, że siły angielskie są w przybliżeniu równe ilościowo, a potencjalnie przybędą im (lub już przybyły) posiłki. Niemniej aby chociaż spróbować zrealizować swój cel nie pozostało nic innego jak atakować, więc chciano, aby atak był maksymalnie silny. W tym celu obsadzono lewe skrzydło lekką jazdą, która miała angażować npla naprzeciw, obserwować jego ruchy i zapewnić odpowiednio wcześniejsze informacje o próbie oskrzydlenia. W centrum, w niewielkiej wsi, stanęła jedna dywizja wsparta ciężką baterią z rezerwy. Miała pełnić rolę zawiasu obrony w razie akcji zaczepnych przeciwnika. Obok niej stanęły w gotowości ciężkie i konne baterie rezerwowe oraz dywizja dragonów. Na centrum miały też dojść brygady rezerwowej dywizji armijnej, planowane jako ostateczny odwód. Poza dwoma bateriami te siły nie zostały zaangażowane w walkę.
Na prawym skrzydle, pod osłoną wzgórz i lasków, zgromadzono główne siły uderzeniowe - dwa korpusy, w pierwszym rzucie trzy dywizje (ok.16tys.), w drugim dwie (ok.12,5tys.). Skraj pozycji osłaniały niewielkie siły lekkiej kawalerii. Ok.14.30 rozpoczęło się pierwsze natarcie na ukrytych w większości na przeciwstokach żołnierzy Wellingtona. Francuzi w pierwszej pół godzinie skutecznie wdarli się na broniony grzbiet wzgórza, zdobyli jedną baterię dział, dwie zmusili do odwrotu (jedną ogniem dział, drugą w wyniku przeskrzydlenia). Udało im się również rozbić dwa bataliony i wziąć sporo jeńców. Następnie odparto kontrataki drugiego rzutu przeciwnika. Wydawało się, że sukces jest murowany, pozostawało jeszcze sporo świeżych batalionów w atakujących dywizjach, nie licząc drugiego rzutu korpusów. Wtedy nastąpił kontratak elitarnej dywizji Wellingtona, która krok po kroku spychała Francuzów ze zdobytych pozycji, aż w końcu jej napór zmusił ich do odstąpienia. Pod koniec tej fazy walk, jeden batalion francuski, prowadzony osobiście przez gen.Darmagnac, który najwyraźniej wpadł w szał bitewny, zaatakował samotnie całą linię angielską, co po heroicznym boju skończyło się jego śmiercią i wzięciem resztek batalionu do niewoli. Pozostałe bataliony francuskie rozsądnie wybrały możliwość przeorganizowania przed dalszymi atakami.
W tym czasie głównodowodzący Francuzów (Soult) konsultował z D'Erlonem możliwość uderzenia rezerwową dywizją na skraj pozycji angielskich, aby je zrolować. Jednak w krótkim czasie meldunki o sukcesach (generałowie mieli słabą możliwość obserwacji osobistej - liczne laski i zarośla przesłaniały widok - musieli więc polegać na wiadomościach od podwładnych) zmieniły się w strumień informacji o konieczności odwrotu i poniesionych dużych stratach. Część z nich generałowie mogli obserwować osobiście, ponieważ lewoskrzydłowa dywizja francuska atakująca najbliżej centrum, została po ponawianych wielokrotnie szturmach zmuszona do odwrotu, przede wszystkim w wyniku działania jednej dobrze ulokowanej baterii angielskiej oraz świetnej obrony jednego z batalionów angielskich broniącego niewielkiego lasku. Kolejne fale atakujących były rozbijane ogniem dział i kontratakami piechoty w czerwonych kurtkach.
Wobec tego decyzje zostały zmienione. Ok. godziny 17.30 zarządzono reorganizację walczących dywizji i wprowadzenie do walki drugiego rzutu oraz dwóch baterii ciężkich, które miały uciszyć uciążliwą artylerię Anglików. To zajęło sporo czasu. W końcu jednak ok.18.50 zaczęło się, po półgodzinnym przygotowaniu artyleryjskim, drugie natarcie. Tym razem Francuzi odpuścili atak na centrum angielskie, jedna dywizja dostała rozkazy do zaangażowania npla w walce ogniowej, a druga (silniejsza) do ataku na skraj pozycji wroga (co dawało nadzieję na wyjście na jego drogę odwrotu). cdn.
|