Yelonky
Kwiecień 20, 2024, 09:18:45 am *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum zostało uruchomione!
 
   Strona główna   Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Bitewki kampanii w Pirenejach  (Przeczytany 4182 razy)
Adam
Administrator
Weteran
*
Offline Offline

Wiadomości: 1636



Zobacz profil Email
« : Lipiec 06, 2014, 11:13:35 pm »

W tym roku, z dużymi opóźnieniami, zrobiliśmy kampanię Soulta w Pirenejach. Korzystaliśmy z nowych, uproszczonych przepisów kampanijnych. W zasadzie mieliśmy je testować, ale specyfika kampanii (bardzo trudny teren, jak to w górach; trudne zadanie Francuzów, którzy musieli atakować wobec znaczącej przewagi ilościowej i jakościowej przeciwnika, do tego w terenie wybitnie sprzyjającym obronie) spowodowała, że nie było wielu manewrów ani długotrwałych działań. Siłą rzeczy mechanizmy nie zostały zbyt gruntowanie wypróbowane. Niemniej wydaje się, że istotnych wad nie odnotowaliśmy, a kilkudniową operację w jaką ostatecznie zmieniła się kampania, wykonaliśmy.

Opiszę pokrótce kilka wrażeń z walk, które stoczyliśmy. Pierwsze starcie było rozgrywane "z mapy", tzn. jedna i druga strona chciała zyskać na czasie, jednocześnie wymanewrowując drugą. Wadą rozwiązania rozgrywanego dosyć szczegółowo, było to, że zajęło nieproporcjonalnie dużo czasu (rozjemca "chodził" od strony do strony i uzgadniał kolejne posunięcia). Taka metoda może być przyjemna, jeżeli nie zależy nam na czasie, ale uważam, że powinniśmy dążyć do wykorzystania istniejących i już parę razy wypróbowanych, mechanizmów generacji losowej, które zaoszczędzą wiele czasu i wysiłku, dając w gruncie rzeczy bardzo podobny wynik. Musimy odciąć się od zakorzenionej od lat skłonności do wchodzenia w detale i zaufać intuicji rozjemcy, który musi zebrać dyspozycje stron, informacje o siłach, określić specyfikę terenu i inne potrzebne, a potem w kilku rzutach daje odpowiedź na pytanie co się stało, skracając czas potrzebny na ustalenie wyniku z kilku godzin do kilkunastu minut.

Na makietę wystawiliśmy dwa starcia. Każde polegało na tym, że strona francuska dążyła do jak najszybszego (w sensie operacyjnym, nie taktycznym) przełamania obrony angielsko-portugalskiej. W obu przypadkach Francuzi mieli przewagę liczebną i średnio gorszą jakość wojsk (poza dywizjami liniowymi o przyzwoitej wartości Wellington dysponował również pewną ilością oddziałów elitarnych typu KGL czy gwardia; Francuzi natomiast mieli znaczną część piechoty - ok.50% - o obniżonej wartości).

W pierwszym starciu trzy dywizje francuskie atakowały na dosyć szerokim froncie na ok.dwie dywizje anglo-portugalskie (ok.16,5tys. do 10+tys. ?). Jedna z dywizji Wellingtona została w znacznym stopniu rozbita i straciła wielu jeńców. Powodem były pewne błędy taktyczne popełnione przez stronę angielską (głównie odpuszczenie obsadzenia lasu na flance i ustawienie drugiego rzutu w liniach zamiast kolumnach), chociaż trzeba przyznać, że Francuzi mieli sporo szczęścia w pierwszym szturmie (zdobycie z marszu skrzydłowej baterii dział, wdarcie się w innych punktach). Jedna z dywizji francuskich została powstrzymana i poniosła duże straty w walce z częścią linii angielskiej. Pozostałe dwie uzyskały sukces, a późna pora dnia zatrzymała dalsze działania. Z francuskiego punktu widzenia Wellington miał do dyspozycji jeszcze duże siły i sukces był czysto taktyczny (siły anglo-portugalskie jako całość nie zostały istotnie naruszone, a ich pozycje były nadal mocne). Niemniej wywarł chyba spore wrażenie na przeciwniku.

Kolejna bitwa została stoczona następnego dnia. Wellington wycofał w nocy wojska na pozycję ok.10km w tyle i znowu zajął pozycje obronne. Francuzi podeszli i spędzili sporo czasu na rozpoznawaniu oraz przygotowaniach. Liczyli na swoją liczniejszą artylerię (jedyna ich przewaga). Jednak trudny teren spowodował, że jej wykorzystanie było ograniczone do minimum. Zdecydowano się na skoncentrowany atak na dosyć wąskim odcinku, tak aby nieustającym silnym naciskiem rozerwać linie Wellingtona i zmusić go do odwrotu. Strona francuska spodziewała się, że siły angielskie są w przybliżeniu równe ilościowo, a potencjalnie przybędą im (lub już przybyły) posiłki. Niemniej aby chociaż spróbować zrealizować swój cel nie pozostało nic innego jak atakować, więc chciano, aby atak był maksymalnie silny. W tym celu obsadzono lewe skrzydło lekką jazdą, która miała angażować npla naprzeciw, obserwować jego ruchy i zapewnić odpowiednio wcześniejsze informacje o próbie oskrzydlenia. W centrum, w niewielkiej wsi, stanęła jedna dywizja wsparta ciężką baterią z rezerwy. Miała pełnić rolę zawiasu obrony w razie akcji zaczepnych przeciwnika. Obok niej stanęły w gotowości ciężkie i konne baterie rezerwowe oraz dywizja dragonów. Na centrum miały też dojść brygady rezerwowej dywizji armijnej, planowane jako ostateczny odwód. Poza dwoma bateriami te siły nie zostały zaangażowane w walkę.

Na prawym skrzydle, pod osłoną wzgórz i lasków, zgromadzono główne siły uderzeniowe - dwa korpusy, w pierwszym rzucie trzy dywizje (ok.16tys.), w drugim dwie (ok.12,5tys.). Skraj pozycji osłaniały niewielkie siły lekkiej kawalerii. Ok.14.30 rozpoczęło się pierwsze natarcie na ukrytych w większości na przeciwstokach żołnierzy Wellingtona. Francuzi w pierwszej pół godzinie skutecznie wdarli się na broniony grzbiet wzgórza, zdobyli jedną baterię dział, dwie zmusili do odwrotu (jedną ogniem dział, drugą w wyniku przeskrzydlenia). Udało im się również rozbić dwa bataliony i wziąć sporo jeńców. Następnie odparto kontrataki drugiego rzutu przeciwnika. Wydawało się, że sukces jest murowany, pozostawało jeszcze sporo świeżych batalionów w atakujących dywizjach, nie licząc drugiego rzutu korpusów. Wtedy nastąpił kontratak elitarnej dywizji Wellingtona, która krok po kroku spychała Francuzów ze zdobytych pozycji, aż w końcu jej napór zmusił ich do odstąpienia. Pod koniec tej fazy walk, jeden batalion francuski, prowadzony osobiście przez gen.Darmagnac, który najwyraźniej wpadł w szał bitewny, zaatakował samotnie całą linię angielską, co po heroicznym boju skończyło się jego śmiercią i wzięciem resztek batalionu do niewoli.
Pozostałe bataliony francuskie rozsądnie wybrały możliwość przeorganizowania przed dalszymi atakami.

W tym czasie głównodowodzący Francuzów (Soult) konsultował z D'Erlonem możliwość uderzenia rezerwową dywizją na skraj pozycji angielskich, aby je zrolować. Jednak w krótkim czasie meldunki o sukcesach (generałowie mieli słabą możliwość obserwacji osobistej - liczne laski i zarośla przesłaniały widok - musieli więc polegać na wiadomościach od podwładnych) zmieniły się w strumień informacji o konieczności odwrotu i poniesionych dużych stratach. Część z nich generałowie mogli obserwować osobiście, ponieważ lewoskrzydłowa dywizja francuska atakująca najbliżej centrum, została po ponawianych wielokrotnie szturmach zmuszona do odwrotu, przede wszystkim w wyniku działania jednej dobrze ulokowanej baterii angielskiej oraz świetnej obrony jednego z batalionów angielskich broniącego niewielkiego lasku. Kolejne fale atakujących były rozbijane ogniem dział i kontratakami piechoty w czerwonych kurtkach.

Wobec tego decyzje zostały zmienione. Ok. godziny 17.30 zarządzono reorganizację walczących dywizji i wprowadzenie do walki drugiego rzutu oraz dwóch baterii ciężkich, które miały uciszyć uciążliwą artylerię Anglików. To zajęło sporo czasu. W końcu jednak ok.18.50 zaczęło się, po półgodzinnym przygotowaniu artyleryjskim, drugie natarcie. Tym razem Francuzi odpuścili atak na centrum angielskie, jedna dywizja dostała rozkazy do zaangażowania npla w walce ogniowej, a druga (silniejsza) do ataku na skraj pozycji wroga (co dawało nadzieję na wyjście na jego drogę odwrotu). cdn.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 11, 2014, 11:31:12 am wysłane przez Adam » Zapisane

"Wszelki krok, który by odsuwał państwo od omnipotencji, będzie zarazem krokiem postępu dla etyki, oświaty i dobrobytu." Feliks Koneczny
Adam
Administrator
Weteran
*
Offline Offline

Wiadomości: 1636



Zobacz profil Email
« Odpowiedz #1 : Lipiec 07, 2014, 08:54:51 pm »

cd.
W wyniku przygotowania artyleryjskiego udało się Francuzom zmusić do wycofania dwie baterie angielskie, które w międzyczasie wzmocniły linie piechoty. Pozostała tylko jedna, przy czym straciła dwa z sześciu dział. Jedna bateria konna osłaniała skraj skrzydła angielskiego i pomimo ciężkiego ostrzału nie wycofywała się. W późniejszych walkach zadała znaczne straty i zaangażowała kilka batalionów francuskich.
Plan francuski został w zasadzie zrealizowany - ciężkie działa uciszyły baterię w centrum, jedna dywizja podeszła i przez kilkadziesiąt minut toczyła zaciętą walkę ogniową, całkowicie angażując doborową dywizję Anglików. W pewnym momencie udało jej się wkroczyć do lasku, stanowiącego skraj jej pozycji, została jednak wypchnięta kontratakiem. Większość batalionów poniosła w walce ogniowej wielkie straty i w końcu została zmuszona do ucieczki. Anglicy mieli przewagę ogniową, ponieważ na obu skrzydłach mieli dłuższą linię, co znacznie im pomogło. Sami jednak również ponieśli ciężkie straty i musieli wycofać kilka batalionów z linii.
W tym czasie atakująca na skrzydle dywizja francuska walczyła z dwoma świeżymi brygadami portugalskimi. Atak rozwijał się powoli - Francuzi musieli przejść strumień, częścią sił ominąć lasek, przekroczyć parów, a na skraju linii nieskutecznie atakowali wspomnianą wyżej baterię konną. Stopniowo jednak wprowadzali do walki coraz większe siły i pomimo oporu wroga, zdołali zająć całą pozycję. Portugalskie brygady, przemieszane ze sobą, ustawiały się na kolejnej pozycji niedaleko w tyle, a Francuzi podciągali artylerię i porządkowali szyki.
Nie toczyliśmy dalszych walk z powodu później pory (przed świtaniem). W grze do zmierzchu pozostawało, jeżeli mnie pamięć nie myli, ok.30-40 minut. Portugalczycy mogli jeszcze przez krótki czas powstrzymać napór nieprzyjaciela zyskując czas na odwrót sił z centrum. Siły te nie były już atakowane, chociaż Francuzi mogli utrzymywać na nie nacisk zreorganizowanymi uprzednio dywizjami.
Zależnie od rozmaitych przypadków odwrót angielski skończyłby się większymi lub mniejszymi stratami. Zasadniczo nie interesowało nas to, ponieważ drugą część bitwy toczyliśmy bardziej dla zabawy - Wellington mógł się wycofać w przerwie po odparciu pierwszych szturmów. Nie toczyliśmy też walk kawalerii na skrzydle, które miałyby w tym przypadku duże znaczenie, a które postanowiliśmy zignorować, żeby nie psuły nam heroicznych walk piechoty, w których testowaliśmy nowe rozwiązania przepisów.

Jeszcze słówko o stratach - we wstępnej bitwie wyniosły w przybliżeniu 2500 po stronie francuskiej i 3500 po stronie angielskiej. W drugiej bitwie pierwszy szturm kosztował Francuzów ok.5000 zabitych, rannych i zaginionych (w tym ok.850 jeńców) wobec ok.3000 Anglików i Portugalczyków. Strat z drugiego szturmu jeszcze nie zliczyliśmy. Wydaje się, że istnieje wyraźna zależność między uzyskanym w natarciu sukcesem a proporcją strat, co jest pozytywne. Sam stosunek również mieści się w znanych przekazach.
Nieco niepokojącym zjawiskiem jest, że strona angielska notorycznie ma przewagę długości linii (co nie dziwi), a w efekcie może uzyskać znaczącą przewagę w walce ogniowej (co nie bardzo znajduje potwierdzenie w znanych przykładach). Jest kwestią do przemyślenia, co z tym fantem zrobić.
Zapisane

"Wszelki krok, który by odsuwał państwo od omnipotencji, będzie zarazem krokiem postępu dla etyki, oświaty i dobrobytu." Feliks Koneczny
Alecki
Członkowie klubu
Weteran
*
Offline Offline

Wiadomości: 823


Zobacz profil
« Odpowiedz #2 : Sierpień 10, 2014, 01:35:14 pm »

Adamie.
Pragnę podziękować ci za piękny opis naszych działań.

Polemizowałbym co do "strona angielska notorycznie ma przewagę długości linii (co nie dziwi), a w efekcie może uzyskać znaczącą przewagę w walce ogniowej (co nie bardzo znajduje potwierdzenie w znanych przykładach)." ale myślę, że to już dyskusja na inny wątek.
Zapisane
Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2009, Simple Machines LLC Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!