Zakończyliśmy ostatecznie generalną bitwę kampanii hiszpańskiej. Doszło do niej około miesiąca wcześniej niż w rzeczywistości. Francuzi działali bardzo ofensywnie jak na posiadane środki. Nie czekając na nadejście najliczniejszej dywizji piechoty z innej prowincji ani na zakończenie uzupełniania pułków dragonów rekwirowanymi końmi, ruszyli przeciw wysuniętej czołówce armii Wellingtona, która w walkach wycofała się na siły główne. W trzecim dniu ofensywy Wellington zaatakował - o czym było powyżej. Pobicie awangardy zmusiło Francuzów do cofania. Mimo tego nie zarzucili ofensywnych planów i zamiast odchodzić najprostszą drogą na swoją bazę i mocną pozycję na linii Duoro, skoncentrowali się na skrzydle Anglików. Ci kolejnego dnia poszli za ciosem i skoncentrowanymi siłami dążyli do bitwy.
Wellington miał do dyspozycji całą armię, poza dywizją oblegającą forty pod Salamanką oraz około dwoma pułkami jazdy na rozpoznaniu. Marmont dysponował na miejscu 5 dywizjami (w tym jedną mocno nadszarpniętą poprzedniego dnia) i większością jazdy. W odległości kilku godzin marszu nocował Sarrut z dwoma dywizjami.
Starcie odbyło się pod Nava del Rey. Akcja zaczęła się od próby wyjścia Anglików na skrzydło Francuzów na północ od miasta (co blokowało drogę odwrotu Francuzów nad Duoro). Po kilku godzinach manewrowania Francuzi zajęli dosyć silną pozycję frontem na północ. Olbrzymią wadą pozycji był brak bezpośredniej drogi odwrotu nad Duoro oraz konieczność cofania równolegle do własnego frontu - na wschód. W razie porażki musiało to spowodować duże straty.
Sama pozycja była korzystna - lewa flanka solidnie oparta na dużym mieście (wspomniane Nava del Rey), obsadzonym przez dwie "postrzelane" dywizje i jedną brygadę. Dalej znajdował się kawałek równiny, skutecznie w czasie całej bitwy osłaniany przez artylerię spod miasta oraz brygadę lekkiej jazdy (początkowo osłaniała ona armię na zachód od miasta, potem przesunięta w ten rejon). Następnie główna pozycja centralna - wydłużony fragment płaskowyżu, z dobrym polem ostrzału, obsadzony przez dywizje Clausela i Foya. Na prawej flance Francuzów, na płaskowyżu, znajdowała się rozległa winnica, początkowo obsadzona przez jedną brygadę, potem przez drugą tej dywizji przysłaną z miasta. Na skraju pozycji, poza winnicą, stanęła większość jazdy francuskiej. Na tej pozycji Marmont oczekiwał ataku Anglików, czekając na nadchodzącego Sarruta.
Od strony angielskiej siły zostały ustawione jak następuje: jedna dywizja naprzeciw miasta, dwie dywizje naprzeciw centrum francuskiego na wzgórzu, jedna dywizja (Lekka) w ataku na winnicę, za nią nadchodziła kolejna oraz rezerwowe brygady portugalskie. Flankę osłaniało silne zgrupowanie jazdy. W pozycji z tyłu, w rezerwie, stała 1 Dywizja (Gwardia, Szkoci, KGL).
Plan francuski był taki, aby odeprzeć atak npla, po czym w rejonie winnicy zaatakować i wyjść na flankę Anglików.
Plan angielski był analogiczny - zaangażować Francuzów w centrum i zaatakować flankę w rejonie winnicy, przy czym dysponowali oni liczniejszą piechotą, dzięki czemu zachowali silną rezerwę.
Bitwa rozpoczęła się o 10.55, ruchem centralnych dwóch dywizji angielskich w kierunku Clausela i Foya na wzgórzach. Ich zadaniem było związanie wroga walką, aby umożliwić manewr na skrzydle. W centrum nastąpiły długotrwałe walki tyralier i wymiany ognia artyleryjskiego, przy czym liczniejsi strzelcy angielsko-portugalscy częściej zyskiwali przewagę. Nie wiodło się też artylerii francuskiej, która dopiero po długim czasie zmusiła do odwrotu mniej liczne działa angielskie. Spore straty poniosła pierwsza linia piechoty francuskiej.
W tym czasie w winnicy doszło do krwawych walk, w której Lekka Dywizja wsparta przez Portugalczyków z trudem posuwała się naprzód, odpychana kontratakami obrońców. W ten rejon obie strony kierowały następne oddziały (Anglicy kolejną brygadę portugalską
), Francuzi jedną z dywizji Sarruta. Po długich walkach i ciężkich stratach z obu stron, wojska Wellingtona wzięły górę i około 14.00 wyszły na południowy skraj winnicy. Dwie dywizje Francuskie były w tym czasie w znacznym stopniu zdezorganizowane, ale Anglicy i Portugalczycy mieli na razie dosyć (poza tym rozkaz nie przewidywał dalszego natarcia) i nie atakowali dalej. Dzięki temu Francuzi zebrali oddziały i utworzyli linię obrony na flance centralnego wzgórza i na południe od winnicy.
Równolegle z walkami w winnicy, z obu stron uderzyła jazda zgrupowana na wschód od niej (obie strony chciały oczyścić przedpole w tym miejscu dla piechoty). Walki jazdy były prowadzone ze zmiennym szczęściem (siły były bardzo wyrównane) - w pewnym momencie jeden z pułków KGL szarżował nawet na piechotę Sarruta obchodzącą od południa winnicę. W końcu jednak oddziały angielskie wyczerpały swój impet (zmęczenie i straty) i oddały pole. Podobnie zmęczona jazda francuska niewiele mogła wskórać wobec nadchodzącej dywizji piechoty angielskiej, ale samą swoją obecnością opóźniała jej marsz, ponieważ dowódca posuwał się bardzo ostrożnie, nie chcąc wystawiać się na zbędne ryzyko.
Na lewym skrzydle (w Nava del Rey) Wellington zdecydował się na zaatakowanie Francuzów obsadzających dosyć cienką linią obrzeża miasta. Pomimo przewagi liczebnej nad obrońcami, większość pozycji francuskich utrzymała się, a zebrane po początkowych porażkach bataliony francuskie stopniowo wyparły Anglików do jednej z krawędzi miasta. W końcu, po poniesieniu blisko dwa razy większych od obrońców strat, dywizja angielska zaprzestała dalszych ataków. Sytuacja na tym odcinku była stabilna - żadna ze stron nie miała wystarczających sił do uzyskania sukcesu.
Bitwa rozstrzygnęła się w centrum pola bitwy. Krótko przed 13.00, licząc na wyczerpanie Francuzów, zaatakowała jedna z dywizji angielskich. Jednak atak został krwawo odparty, po czym obie dywizje francuskie ruszyły do ataku na całej linii. Czołowe bataliony nadwyrężyły Anglików, ale wyczerpane nieustanną od ponad dwóch godzin walką, zaczęły się sypać i odstępować. Jednak świeży drugi rzut obu dywizji śmiało poszedł naprzód i stopniowo zepchnął obie dywizje angielskie z ich pozycji, przy czym rozgromieniu uległo około 5 batalionów i wzięto kilkuset jeńców. Anglicy próbowali kontratakować na skrzydło Clausela od strony równiny pod miastem (przez większość bitwy manewrowała tam portugalska brygada z centralnej dywizji). Oddział ten jednak dostał się w krzyżowy ogień dwóch baterii francuskich i chociaż zmusił do wycofania skrzydłowy batalion wroga, uległ dezorganizacji i po poniesieniu dużych strat wycofał się. Pozycje angielskie zostały zdobyte, jedna z dywizji mogła przeciwstawić Clauselowi tylko trzy słabe już bataliony, druga trzymała się nieco lepiej, ale zdecydowanie wyczerpała możliwości ofensywne. W tym momencie do walki weszła, wezwana wcześniej, 1 Dywizja angielska. Francuzi widząc nadchodzące świeże siły starali się wycofać i ponownie utworzyć linię obrony na wzgórzu. Linię sformowali, jednak bataliony na niej były w większości zużyte w poprzednich walkach i brakowało rezerw. Nadzieję można było pokładać w licznej artylerii (w tym momencie 4 baterie), jednak ta nie mogła pokazać swojej siły, ponieważ pole ostrzału blokowały jej cofające się bataliony. W efekcie ogień był prowadzony krótko i pomimo zadania pewnych strat, dwie z baterii zostały szybko zdobyte. Atakujące w pierwszym rzucie bataliony szkockie zostały przywitane gęstym i celnym ogniem piechoty, który powstrzymał część linii, jednak jeden z regimentów (który?), pomimo 33% strat, nie dał się zatrzymać, pokonał najpierw dwukrotnie liczniejszych obrońców, potem jeszcze jeden kontratakujący batalion drugiej linii i otworzył drogę do całkowitego rozbicia centrum francuskiego, które nie posiadało już w luce żadnych rezerw.
Sytuację próbowała ratować brygada lekkiej jazdy francuskiej. W rejonie równiny pod miastem pokonała brygadę jazdy wroga i szarżowała na skrzydło 1 Dywizji. Skrajne bataliony angielskie wykazały się godną podziwu postawą, sprawnie sformowały czworoboki i celnym ogniem odparły atak. Francuzi nie mieli już żadnej nadziei i musieli zarządzić odwrót w bardzo niekorzystnych warunkach.
Dalszych walk nie toczyliśmy, jednak armia francuska zostałaby niewątpliwie w dużym stopniu rozbita (dwie dywizje z miasta musiały przebijać się przez wroga, aby otworzyć sobie drogę odwrotu, 4 centralne dywizje (ze wzgórza i z winnicy) były wyczerpane i znacznie zdemoralizowane w walkach, a musiały cofać się na swoją flankę - nie miały innej drogi. Sprawna była jedna dywizja francuska - ta obchodząca winnicę, która nie zdążyła wejść do walki. Przypuszczalnie poniosłaby jednak duże straty, ponieważ stanowiła jedyny stabilny punkt umożliwiający reszcie wojska cofanie na swoich tyłach. Sytuacja bardzo podobna do Fereya pod Salamanką, z tym, że na gorszej pozycji (równina/płaskowyż z brakiem istotnych przeszkód), za to ze wsparciem własnej jazdy, której ok.600 dragonów nie weszło wcześniej do walki i na pewno oddaliby cenne usługi w osłonie.
Niemniej w swoim położeniu Armia Portugalii Marmonta poniosłaby ciężkie straty w taborze, działach i jeńcach oraz została w znacznym stopniu zdemoralizowana i długo nie byłaby zdolna do stawiania silnego oporu.
Wynik bardzo zbliżony do sytuacji po bitwie pod Salamanką, z tym, że przebieg bitwy i powód takiego wyniku był inny (przyjęcie bitwy z odwróconym frontem).