Czytam sobie właśnie książkę pana Arturo Perez-Reverte pt. "Oblężenie".
Jest to powieść historyczno-szpiegowsko-kryminalna, której akcja osadzona została w realiach oblężonego Kadyksu w latach 1810-11.
Sama powieść dość ciekawa, chociaż na kolana nie rzuca. Natomiast po raz kolejny denerwuje mnie jakość tłumaczenia, głównie w odniesieniu do pojęć wojskowych. I tak oblężony Kadyks jest ostrzeliwany "bombami", żołnierze uzbrojeni są w "strzelby", w pistoletach odciąga się "bezpiecznik", a armia przez rzekę wybudowała "most z łodzi".
Po prostu ręce opadają...
W innej z kolei książce, którą niedawno czytałem, piechota do odparcia szarży kawalerii ustawiała się w "kwadraty", a Pułk Lifeguard był oczywiście "Pułkiem Straży Życia"
W większości takich przypadków tłumaczami są kobiety. Ja rozumiem, że z natury rzeczy kobiety nie muszą się znać na terminologii militarnej, ale czy redakcje nie mogą zlecać fachowcom jakiejś korekty pod tym kątem? Nie sądzę, żeby to był duży koszt, a poprawiłoby to znacznie jakość tłumaczenia, a co za tym idzie wydania danej pozycji.
No chyba że jestem jakimś maniakiem, co się czepia, a całej reszcie to generalnie zwisa...