Dekalog nie zmienił się od tysięcy lat, a prawa państw chrześcijańskich ewoluowały przez ten cały czas.
Co z tego? Kto powiedział, że jeżeli prawo jest oparte na jednej etyce (czego należało by najpierw dowieść, moim zdaniem nigdy to nie jest zrealizowane w pełni, a całkiem często w ograniczonym stopniu), to ma być niezmienne? Powyżej starałem się podać przykłady zróżnicowania. W szczegółach interpretacji mogą być różnice. W skali tysiącleci te różnice mogą być ogromne. To jest kontekst historyczny - w Iw.AD twierdzenie, że niewolnicy są takimi samymi ludźmi jak wolni było z pewnością niezmiernym radykalizmem, a co dopiero, gdyby ktoś próbował zmieniać w tym kontekście prawo. Dojście do etapu, kiedy np. my uznajemy taką równość i dziwi nas koncepcja niewolnictwa, a zjawisko jest karalne, trwało, bagatela, około 2000 lat. Czy podstawy etyczne się zmieniły? Nie. Natomiast zachodzi zjawisko upowszechniania się zasad, doskonalenie interpretacji (np. najpierw uznajemy, że niewolnik z tego samego kraju to zły pomysł, potem, że z tej samej kultury, a na końcu, że z obcej kultury również) i wcielania ich w życie. Prawie nikt nie jest w stanie przeskoczyć ograniczeń swojego czasu. Zasada etyczna to jedno, a jej interpretacja w danym kontekście to drugie.
Koneczny pisał o doskonaleniu etyki w czasie i ja się zgadzam, że można zaobserwować takie zjawisko. Aktualnie możemy również obserwować zjawisko degenerowania się etyki (stąd mnożenie odłamów uznających to czy tamto za nieaktualne). Degeneracja nie jest zresztą żadną nowością, pytanie, czy aktualna doprowadzi do jakiegoś wielkiego załamania i zmniejszenia obszaru na którym pierwotna jest uznawana, czy przeminie jak inne.
Degeneracja naszych czasów jest wyraźnie związana z walką różnych systemów etycznych (cywilizacja musi mieć własny system etyczny, żeby z pożytkiem się rozwijać). Nie jest to więc zmienianie zasad danej etyki, jak chcą rozmaici relatywiści, ale próba narzucenia innej etyki chytrym manewrem z flanki. Dlatego walczy się np. o formalne związki homoseksualistów równe małżeństwom. Na najwyższych szczeblach władzy przecież mają taki problem głęboko "w poważaniu". Tylko, że nie chodzi wcale o homoseksualistów, ale o odstrzelenie jednej z fundamentalnych zasad chrześcijaństwa. Jak odstrzeli się wystarczająco dużo, to może system się zawali.
Na szybko podałbym przykłady ataków na zasady dekalogu (w nawiasach zasady nowej "etyki świeckiej"):
Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. [Politpop mówi: Możesz mieć ilu chcesz i jakich chcesz, albo wcale nie mieć. To się nazywa tolerancja.]
Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno. [Politpop mówi: Ale jak chcesz zrobić jakiś happening artystyczny, to nie ma sprawy.]
Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. [Politpop mówi: Ale pójdź do marketu na zakupy albo popracuj trochę, a najlepiej wyluzuj się i pobaluj.]
Czcij ojca swego i matkę swoją. [Politpop mówi: Jak nie będzie już matki i ojca, to nie ma do czego stosować.]
Nie zabijaj. [Politpop mówi: Ale starych, chorych, zmęczonych życiem i nienarodzonych to owszem. Co innego morderców - ci są nie do ruszenia.]
Nie cudzołóż. [Politpop mówi: A jednak... Najlepiej uczyć o możliwościach "samorealizacji" małe dzieci - i to pod przymusem policyjnym.]
Nie kradnij. [Politpop mówi: Chyba, że nikt nie widzi - najlepiej okradnij przyszłe pokolenia - technika już na to pozwala.]
Nie pożądaj żony bliźniego twego. [Politpop mówi: Jaka tam żona - po pierwsze lepiej wcale się nie żeń, po drugie zawsze możesz się rozwieść, a po trzecie to przecież sprawa jeden na jeden, a nie jakiś tam "papier".]
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. [Politpop mówi: Chyba, że masz dobrych prawników i poparcie w mediach albo jesteś premierem.]
To wszystko to nie są "nowe interpretacje", ale zaprzeczenia, tylko chytrze sformułowane.