Nie wydaje mi się, żeby vat był skomplikowany, pod warunkiem jak wyżej - taki sam dla wszystkich i wszystkiego - czyli żadnych ulg, żadnych zwolnień. Wtedy w zasadzie jest formą podatku obrotowego przerzuconego na kupujących - sprzedałem za 100, płacę 15 vat, koniec filozofii. Można oszukać tylko zaniżając wielkość sprzedaży, ale to zawsze można próbować. Ustawa o vat w takiej formie, ze wszystkimi dodatkami, powinna się wtedy zmieścić na jednej stronie. Jest to raczej lepsze rozwiązanie niż podatek obrotowy od firmy. Dla jednej firmy 0,5% podatku obrotowego to nie będzie problem, dla innej to może być cały zysk i jeszcze trochę. Ale to wszystko i tak dyrdymały, bo z natury istnienia państwa wynika, że będzie dążyło do zwiększania wymiaru podatków, a rodzaje mnoży się po to, żeby płacący mieli wrażenie, że nie jest tak źle - bo np. ktoś nie jeździ samochodem, więc wydaje mu się, że nie płaci akcyzy za paliwo (bo trudno przeskoczyć kolejne poziomy liczenia, żeby zrozumieć, że jak kupuję chleb w sklepie, to ktoś musiał przywieźć mąkę do piekarni, a inny chleb zawieźć do sklepu i oni i tak muszą zapłacić, a skoro muszą, to musi być wliczone w cenę). Itd. itp.
Najprymitywniejszym, ale jednak skutecznym trikiem było podzielenie składek na "płacone przez pracownika" i "płacone przez pracodawcę". Pracownik dzięki temu ma mniejszą sumę w swoim papierze i wydaje mu się, że mniej płaci. To wszystko jest tylko oddziaływaniem na psychikę - jakby był to jeden jedyny podatek, jakikolwiek, np. vat, i z jego wymiaru jasno wynikałoby, że na dzień dzisiejszy każdy płaci np. +100%, to większość ludzi mogłaby otrzeźwieć i zapytać, co tak dużo i co się robi z tymi pieniędzmi?
Po co ja to do Ciebie piszę?